twarze
daremnie
dwoi się i troi pamięć
na
próżno stara się wyobraźnia
zżarły
je przy świadkach dni jasne
z
obojętnym wzruszeniem ramion
jakie
miały oczy źrenice brwi
uniesione
w zachwycie wargi
chętne
do pocałunków zmarszczki
w
kącikach ust wygięte w zalotny łuk
strzelający
uśmiechem do wszystkich
nie
wiem widzę jedynie maski
bez
skazy czas nie był okrutny
obchodził
się z nimi jak należy
niósł
je czule w wartkim nurcie
okrucieństwo
było we mnie
przesiewam
cierpliwie mięsistą próżnię
jakieś
kształty obłe płasko-wypukłe
chroboczą
niezdarnie jak chrabąszcze
więzione
w pudełku po zapałkach
Niobe
Hellada
kolebka mitu
o
córce króla Tantala
żonie
Amfiona króla Teb
dumnej
matce Niobitów
którą
dosięgła mściwa Leto
kto
o niej jeszcze pamięta
kogo
zajmuje tragedia
z
czasów ciemniejszych niż noc
(gdy
bóg płodził śmiertelnych)
nawet
tam gdzie jej źródło
które
przecież nie wyschło
pragnienie
gasi nielicznym
orzeźwia
niezbyt wielu
a
gdyby nawet to jak
jeśli
pić z niego chce tylu
ile
palców u rąk i nóg
na
piaszczystych równinach
wśród
garbatych pagórków
rozlewisk
mgieł gęstych chmur
deszczy
śnieżnych zamieci
sinych
dymów z komina
ust
dziecięcych chuchających
na
szyby skostniałe z zimna
perkatych
nosków i oczu
ciekawych
świata za oknem
choć
byłby najokrutniejszy
kogo
obchodzi córka
cudza
żona obca matka
postacie
egzotyczne
z
innego świata innych sfer
łatwo
o nich nie pamiętać
i
nie tak trudno zapomnieć
a
zresztą to było tam
zaś
tu pamięta się to
co
dla pamięci wygodne
gołąb
na dachu
boję
się demonów upiorów strzyg
szalony
balonik żałosny klaun
Bóg
jest daleko blisko Niego
Syn
utraceni razem albo też
jeden
po drugim nie wiem kiedy
i
gdzie znikli z moich pacierzy
znikali
dyskretnie dzień w dzień
wracając
na krótko w mroczne noce
aż
stali się cieniami swoich ciał
cieniami
swych cieni ignorowani
wbrew
głowie chylonej w pokorze
na
przekór dłoniom w homagium
pewności
oczekiwania i wiary
w
nieuchronność sferycznych zdarzeń
jestem
jedni
mówią z prochu cielesny
i
ulotny podwójny w jedności
inni
mineralny cynk tlen woda
miedź
węgiel i tysiąc cząstek ziemi
(którą
jestem) wracających do niej
(ze mną)
w nieustannej karuzeli
dlaczego
tak nie mówią
dla
pierwszych ulotność to dusza
(nie ma
w niej nic z ptaka) nieuchwytna
nieokreślona
samotna od początku
do końca
którego początek jej
końca
zaczyna się na początku
dlaczego
tak nie mówią
inni że
jestem bo byłem zawsze
a byt
mój jest powtarzaniem się
cyfry
tożsamej z jej wartością
czego
nie można podważyć (pewnik)
a jeśli
to w jednym przypadku
gdy
udowodni się że cyfry nie ma
dlaczego
tak nie mówią
tak
jest tak było i będzie po kres
twój
mój jego mówią
i zawsze
podwójnie
(jeden
plus jeden)
jak to
pogodzić nie powiedzieli
teraz
galaretka
z kurczaka
doprawiona
cytryną
kropla
jej oko ptaka
w nim
martwe światło
jem nie
myślę nie widzę
kromka
chleba herbata
szczypta
cukru nie można
przesadzić
również z solą
biel
kolor końca świata
jasny
matowy ekran
wiem co
przedtem nieistotne
nie wiem
co potem nieważne
oczy na
stole chleb kurczak
cytryna
herbata i teraz
tylko
teraz teraz zawsze