Algorytm
Nic
z niczego
znikąd
do nikąd
po
nic.
Co
miało być już
było
a
co być ma będzie
i
będzie na pewno.
Kto
wie
dlaczego
ryba
płynie pod prąd
w
celu a z prądem
bez,
korzeń
rośnie w
głąb łodygi,
łodyga
w głąb kwiatu
a
kwiat w głąb
siebie,
dlaczego
biel i
czerń jest kolorem
a
każdy inny
bielą i czernią
nie jest
ten już zrozumiał
Polany
1915
Był
maj. Taki jak
trzeba:
trzmielny
i miodny
-
lecz było ciemno,
coraz
ciemniej.
Jarzyły
się knoty
żrenic,
świeciły
szpikulce
bagnetów.
Żeby
ciemności
rozjaśnić
kazano:
Ognia!
Stali
naprzeciw.
Dzieliły
ich pola
minowe
wiosennych
kałuż,
zasieki
z jeżyn
i
mur leszczyzny.
Żurawie
Dziadek
o pierwszej
wojnie:
-
okopy, zasieki,
haubice, tanki -
czołga
się,
pełznie, jak kret ryje
w
ziemi bezpieczne
korytarze,
ktoś
go z nich
przepędza,
on
kogoś ogląda na
końcu lufy
-
zbyt
krótko, żeby zapamiętać
do
kogo był podobny.
Babcia
o pierwszej
miłości
- w
ustach kaczeńce
w
oczach
niezpominajki.
Ach,
jakie to
szczęście że jedno
i
drugie znaczy
zawsze to samo -
żółte
uniesienie pcha ją
w
cumulusy; żegluje
w nim
po
niebie jak w
aeroplanie.
Wrogi
obiekt
dostrzegł dziadek,
nasunął
na oczy
kaszkiet,
przymierzył,
wypalił.
Widzisz
- to do
mnie - ten stary
znowu
strzela
z
giwery zawiści
do
moich żurawi.
Dedal
siostrze
Zuzannie
Nasz
ojciec nie był
Magiem.
Nie
budował
zamków
na
lodzie, nie
toczył biczów
z
piasku, nie
próbował osiodłać
najpotulniejszego
pod słońcem konia
-
wiatru.
Nasz
ojciec nie był
Hiobem.
Modlił
się do wielu
bogów,
ufał
prawom logiki,
wierzył
Newtonowi i
opowiadał się
za
grawitacją.
Gdy
chciałem zostać
Ikarem,
pogłaskał
mnie po
głowie,
uśmiechnął
się i
pokazał
u
mojej szyi kamień.
Kiedy
okazało się
że
jabłko spadło
daleko
od jabłoni,
zapłakał.
Nasz
ojciec żył
pragnieniami
woranymi
w ziemię
-
raz się
uśmiechnął,
raz
zapłakał
i
odszedł.
Odys
kuszony
Klęczy
na plaży,
rysuje
znaki na
piasku.
Rzym
śpi - takie
historie jak ta,
przestały
go bawić.
Kobiety
obok
ściągają sukienki
i
oddają się słońcu
- czuje to,
nie
potrafi się od
tego uwolnić.
Kim
jest ten,
który
się sprawdza
-
przeklęty,
rodzony
w
bólach,
odrzucany
razem z
łożyskiem.
Kim
o jest
-
ten z moją twarzą,
z
moin życiorysem,
ten
osaczony.
O
Ogigio,
dryfująca
wyspo
szczęśliwości,
czemu
kusisz mnie
plażą
niespełnionej
nadziei.
Przecież
dopłynąłem
do twoich brzegów
i
moje ciało stało
się tak sypkie
że
skowyczały
ściany w których go zamknięto.
Ten
stan trwał
długo,
bardzo
długo
-
chwilę liczoną
przez falę nowego przypływu.
O
wodo,
płaska
wodo
dżwigająca na swoich plecach
mnie
i moją tratwę.
Czemu
milczysz,
przecież
mówisz perłą, muszlą, kością
ogryzioną
przez
prąd głębinowy
i
porzuconą na
obcym brzegu.
O
wodo owinięta
czule
wokół
kamyka, ryba, wodorostu.
Tak
cierpliwie
czekam na chwilę
twojego
roztargnienia
-
odruch zwyczajnej
beztroski.
Odys zwiedziony
Ach,
Kallipygos.
Byłem rybą.
Płynąłem
do ciebie
przez ocean
obietnic.
Wokół mnie morze wrzało.
Woda
niosła rybie
szkielety.
Byłem
ptakiem.
Frunąłem do ciebie
na
skrzydełkach
krwi. Powietrze stygło.
Ptaki
spadały z
trzaskiem na ziemię
-
wmawiałem sobie,
że to sople lodu.
Ach
Allipygos,
Kallipygos. Jak dobrze,
że
byłem i ptakiem,
i rybą.
O
łagodności rzeczy
O
skrzyniach
otwieranych łomem
i
szkatułkach
pieczętowanych laką
tajemnicy
- tych,
która nam dano
i
tych, po
które sięgaliśmy sami.
Rzeczach
ofiarowanych
i
rzeczach
zagarniętych, wyczerpanych
długim
dalekim
lotem i umęczonych
długim
bezczynnym
leżeniem.
Rzeczach
o odartych
skrzydłach
i
odleżałych
bokach, spalających się
z
cichym sykiem na
dnie ciemności
albo
obrosłych jak
kamienie
mchem
milczenia.
Rzeczach
owocach i
rzeczach nasionach
gromadzonych
pośpiesznie
na
widok ciemnej
smużki,
która
zwisła nad naszym horyzontem.
I
nic o formie
wyrafinowanej,
nic
o jej
łagodności.
O
pajęczynie -
jakby
misterne
znikło
zdmuchnięte
przeciągiem.
O
dmuchawcu -
jakby
subtelne
miało
się już nie
powtórzyć.
O
włosach na
wietrze.
O
oczach nad
kołyską.
O
palcu
muskającym
ostrze
gilotyny.
Arystokrata z Cro-Magnon
Mój
pierwszy wróg
to
moja pierwsza
lekcja
historii.
Kiedy
zabijałem,
byłem
zwierzęciem.
Kiedy
zacząłem
swoje ofiary
obserwować,
udowodniłem
że
myślę
abstrakcyjnie.
Kiedy
tropiłem je i
osaczałem,
stawałem
się
człowiekiem
którego
przerażała bezwzględność bytu,
więc
wydeptywałem
ścieżki do sztuki,
magii,
mistyki,
religii.
Nie
zapomniałem o
rekwizytach,
którymi
się posługiwałem.
Namalowałem
je na
ścianach groty
i
wśród
nich przeżyłem swój czas
-
czas bytu
przygodnego.
|