O koszu i zapałce Wiele godzin pisania wiersza dni przy doskonaleniu myśli i formy dobraniu słów i stylu pół dnia zachwytów i radości drugie pół zawodu i zwątpień na koniec kosz lub zapałka
w tym czasie zbudowano dom obrodziły w ogrodzie jabłka ktoś opłynął Horn posadził las był na Kilimandżaro w Grenlandii zbadał wpływ zmian klimatu na życie niedźwiedzi ogarnął okiem świat bez żadnych planów i zamiarów
kiedy zjawia się wyniosła myśl i błądzi szukając godnych słów trzyletni brzdąc podaje mamie drobną dłoń unosi w górę wzrok i mówi do niej najpiękniejsze słowa świata mamo chodźmy do domu
O odmienności
Błudna (Tylawa) ...”w zbiorowej mogile pięciuset Żydów dukielskich”...* wokół gąszcz drzew dziesiątki kilometrów
w nich „łem” echo ubitego słowa przed drewnianą chatą pod strzechą wspominane przy niej z okazji świąt
i kiedy odmienność i różnorodność jako wartości najcenniejsze sprowadza się zbrodniczo do jedni
każdą pojedynczo niepowtarzalną potwierdzającą szaleństwo umysłu i akt ostatecznego dokonania
zmieniając je w pochylenie głowy z powodu grzechu napomnienia bez żałobników pieśni i modlitw
………………………….. * J. Belcik „Błudna”
Tu
Mieszkali tu piękni ludzie on ona i ono w domu z gankiem pośród jabłoni grusz śliwek grządek warzyw i jarzyn zagonu kapusty i kartofli mieli gołębnik kurnik i obórkę kilka owiec parę kaczek kota indyki psa i morską świnkę kochali wszystkie zwierzęta on ona i ono
palili ognisko patrzyli w gwiazdy słuchali wiatru w koronach drzew szumu deszczu trzepotu skrzydeł kukułki kosa z zachwytem że jest on ona i ono
czytali Kafkę Perry braci Grimm tu gdzie ten głęboki lej po bombie
O łące i lipie
Usiąść na łące łokcie na kolana dłonie splecione podparta broda stopić się z mleczem makiem ostem chmurą motyli buczeniem trzmieli być drobinką bez której istnieją wszystkie ale łąka nie jest łąką
niech ktoś powie po co mi trzmiele motyle szepty szelesty pisane zielenią razem z lipą co kusi pniem moje plecy i przekonuje że jestem jak ona cząstką łąki bez której nie można się obejść
O pieśni nad pieśniami pamięci Tadeusza Śliwiaka
Nikomu nie zawdzięczam tyle co Tobie Tadeuszu dżygitowi który ujeździł narowistą nutę
czy trzeba pustce więcej słów jeśli wspominane żyje w niej z pieśni nie do powtórzenia
Twoja zastąpi każdy ton nawet najwznioślejsze nuty podobne przy niej do piania koguta gdy zwołuje stado rozpierzchłych kur pieśnią nad pieśniami u stóp Olimpu daremnie szarpiąc tępą strunę chcąc pianiem zwabić Orfeusza
Po drugiej stronie pamięci Leona Chrapko
Gdy patrzę na rysunek* dziewczynki o ciemnych włosach i czarnych oczach z głową wieńczącą szczyt Hnatowego z psem koziołkiem i sarną wiem że autor jest z nimi siedzi po drugiej stronie szczytu wśród borowin wsparty na łokciu patrzy na Otryt Suche Rzeki wdycha niedźwiedzi czosnek i nie odejdzie nigdy i nie dlatego że zachwyca go widok z którym nie sposób się rozstać
jest z nim jak był zawsze i z nimi nie myśli o raju zbyt odległym nierealnym lecz jeśli pisanym mu to tylko tu na szczycie Hnatowego z widokiem na suchorzeckie niebo
…………………………… *ilustracja L. Chrapko do powieści dla najmłodszych „Tajemnice Hnatowego Berda” wyd. B. P. N. 2002 r.
Dzisiaj
Jestem częściej z mistrzem Szuberem czuwając teraz przy białych kartkach niż kiedy byłem jednym ze świadków jego lotów potknięć rozterek wahań przebieram w słowach którymi karmił rzeczywistość przyjazną mu wrogą często zaprawioną goryczą nigdy naiwną banalną zmyśloną
trzydzieści lat przyjaźni kontaktu odwiedzin rozmów w cztery oczy wizyt na Sienkiewicza 6 (Rynek 14) podróży objazdów nagłych spotkań w drodze np. do Mikova Halicza gdzie nie był chociaż bywał często w miejscach które polubił szczególnie Międzybrodzie „Sosenki” nad Sanem podwórko wśród świerków w Stefkowej i dziesiątki innych śnione w dniach słoty
gdy żółty fiat 126p drzemał w garażu opodal stadionu po nim Seicento towarzysze wypraw w Bieszczady
jaki dzisiaj sens tamtego teraz pokazania cieni w pełnym świetle obmacywanie faktów i przywidzeń palcami zachłannej wyobraźni
prawo do osobistych potwierdzeń tamtego jest które było pejzażem rzeczywistym dziś jego złudzeniem
Rodowód
Tu wpisujemy swoje pochodzenie – ołówek zaznaczył kratkę na wniosku wymiany dowodu osobistego
od małpy która zeszła z drzewa przemierzyła Afrykę na nogach i kuszona czymś nieokreślonym ruszyła na północ gdzie spotkała neandertalczyka i z jego genem coraz dalej i dalej po kraj świata
efektem tych wojaży mój dziadek feldfebel Cesarskiej Mości i babcia zakorzeniona od dziecka w ziemi oboje po kądzieli – ze strony ojca drwal przygnieciony ściętą jodłą i żona zmarła w czasie porodu
żadnych majątków dworów orderów alei zasłużonych miejsc w annałach historii najlichszego choćby domu ojciec robotnik matka gospodyni zwyczajne proste życie doczesne wśród niespełnionych śnień i marzeń bez błysków zrywów fajerwerków bardziej dla siebie niż dla innych po mnie nikogo pustka zupełna jeśli taka jest choć nasienie strugą jak świat szeroki a życie długie
|